Alicja Kowalska - nazwisko znane w dziedzinie mody, choć zdaję sobie sprawę, że może obce dla tych, którzy z tą branżą nie są za pan brat. Absolwentka teatrologii warszawskiej Akademii Teatralnej, współtwórczyni magazynu Viva! Moda, do niedawna szefowa działu mody Elle, a przede wszystkim kobieta wykazująca się wielkim profesjonalizmem, przejawiająca niemniejszą miłość do swojej pracy, a także zachwycająca swoim nieamatorskim blogiem - http://alicjakowalska.com/wordpress/. Taka jest Alicja Kowalska. Podczas rozmowy z nią udało mi się dowiedzieć jak ważna jest moda w Polsce, czy wzbogaca nasze życie i czy naprawdę należy poświęcać jej tyle uwagi.
Moda to dziedzina wciąż niedoceniana, a przyciągająca ludzi myślących analitycznie, wrażliwych na piękno i pragnących rodzić zmiany choć w niewielkiej części globu. Czym się Pani motywowała wybierając właśnie tę dyscyplinę? Czy inspirowały myśli podobne do tej Francoise’a Giroud’a, że “Moda stanowi najlepszy sondaż: mówi ona bowiem językiem, jakiego nie znają inne sondaże, językiem podświadomości”. A może kiedyś pojawiły się myśli zwątpienia?
Zaczęłam fascynować się modą tak wcześnie, że nie stać mnie było jeszcze wtedy na zbyt mądre przemyślenia. Był to raczej prosty zachwyt. Pamiętam pierwsze wydanie Vogue’a, jakie zobaczyłam w życiu (edycja brytyjska, 1991 rok z Linda Evangelistą na okładce) - wtedy w Polsce magazynu nieosiągalnego i moją natychmiastową decyzję, by zrobić takie pismo w Polsce. Szczęśliwie, kilka lat później udało mi się rozpocząć pracę w redakcji PANI i tak zaczęła się moja kariera w branży. Oczywiście, że przeżywałam chwile zwątpienia. Na przykład 11 września 2001 roku w obliczu nieszczęścia na świecie zastanawiałam się nad sensem mojej pracy. Wielokrotnie, nie tylko tego dnia, zastanawiałam się, komu to potrzebne? Nie jestem lekarzem, nie ratuję ludziom życia, nie jestem inżynierem, nie buduję domów; robię kolorowe miesięczniki, które ktoś przekartkuje i odłoży na półkę, albo wyrzuci do kosza… Nie doceniałam znaczenia mojej pracy. Dopiero po jakimś czasie, gdy zaczęłam spotykać ludzi, którzy opowiadali mi, że wieszali sobie zdjęcia z moich sesji na ścianach, bo tak im się podobały, albo teraz, gdy dostaję e-maile w odpowiedzi na posty na moim blogu rozumiem, że piękno jest potrzebne, nie tylko mi samej. Niedawno stylizowałam kobiety chore na raka. To jak wiele dała im możliwość zadbania o swój wygląd, jaką siłę dało im poczucie, że w rękach makijażysty, fryzjera, stylisty zamieniają się w księżniczki, jaką siłę do walki z chorobą dało im piękno właśnie – bardzo mnie poruszyło. Wychowani w kulcie tak zwanych “prawdziwych wartości” czasami znaczenia piękna chyba po prostu nie doceniamy.
Redaktor naczelny amerykańskiego Vogue’a czy prezes GAP International na Europę - nie ukrywajmy, że mimo wszystko zawody związane z modą na Zachodzie zaliczają się do tych prestiżowych. Jak to jest w Polsce? Co się zmieniło od kiedy zaczęła Pani pracować i w jakim kierunku zmierzamy?
W Polsce też ma znaczenie, co się ma napisane na wizytówce. Pracuję w branży od kilkunastu lat i zmienił się stosunek do mody w ogóle. Kiedyś ktoś zapytał mnie, dlaczego ja, po prestiżowych studiach na wydziale teatrologii chcę być jedynie stylistką. Teraz to modny zawód. Moda stała się modna. Można się tym nawet chwalić. Jest też więcej tytułów, a zajmowane w nich stanowiska mają prestiż. Pod tym względem nie różnimy się wcale do Zachodu.
Jak Pani ocenia rolę dziennikarza, tudzież stylisty w czasach, gdy Internet udostępnia nam setki blogów o modzie? Jak można odróżnić coś wartościowego od treści nie najwyższej jakości? Przegląda Pani stylizacje blogerek?
Niezbyt często. Myślę, że ze stylizacją jest tak jak z fotografią. Każdy dzisiaj robi zdjęcia. Niewielu wiesza swoje prace w muzeach. Moda jest dziedziną bardzo subiektywną w odbiorze. Mimo wszystko można też oceniać ją jak sztukę. Wszystko zależy od wrażliwości widza i jego ogólnego wykształcenia oraz świadomości, nie tylko mody, ale sztuki w ogóle.
Była Pani członkiem zespołu w PANI, Vivie czy Elle. Czy praca w polskich redakcjach przypomina wizję współpracy z Anną Wintour, przedstawioną w popularnym filmie “Diabeł Ubiera się u Prady”?
Chciałabym mieć tak mądrą szefową jak Anna Wintour. Co interesujące, polskie redaktorki chcą być jak ona, wieszają sobie jej zdjęcia na ścianach, nawet ją naśladują. Pracowałam kiedyś w redakcji, której szefowa naśladowała sposób pracy Wintour podpatrzony w The September Issue. Myślę że to dobry pomysł. Nie mamy się od kogo uczyć. Jeśli jest okazja, uczmy się od Wintour, nawet podpatrując ją jedynie na taśmie filmowej.
Pani nazwisko kojarzone jest z najlepszymi kobiecymi magazynami w Polsce, kilkoma zagranicznymi tytułami, teatrem, reklamą, telewizją. Czy Alicja Kowalska jako dziennikarka mody, stylistka czuje się spełniona? A jeśli nie… to jak widzi siebie w przyszłości?
Z tymi zagranicznymi tytułami bym nie przesadzała – jedynie asystowałam ich stylistom. Owszem, na pamiątkę mam nazwisko w iD, ale trudno mówić o tym, że “pracowałam w iD”. Wracając do pytania - wciąż kocham modę, choć patrzę na nią z dużo większym dystansem niż na początku. Gdybym mogła pracować z Willim Vanderperre – robiłabym sesje tak często jak tylko by to było możliwe. Ponieważ teraz nie pracuję dla żadnego tytułu o modzie – skupię się na pisaniu. Ogromną satysfakcję daje mi mój blog. Nie planuję większych zmian. Myślę, że nadal moje zajęcia zawodowe związane będą z modą. Czuję się spełniona, ale wciąż mi się chce! Nie osiadam na laurach, pragnę się rozwijać. Każda kolejna sesja jest nowym wyzwaniem. Każdy kolejny tekst. To się nie zmieniło wcale. Chyba jestem szczęściarą.
A na koniec wspomnę o ostatniej głośnej dyskusji na temat poprawności przymiotnika “modowy”. W debacie brało udział kilku profesorów Instytutów Filologii Polskiej z różnych uczelni. Spór nie został jednoznacznie rozstrzygnięty. Jakie jest Pani zdanie – to swego rodzaju neologizm czy wyraz, którego nie powinno się używać?
Wyraz jest już używany tak często, że oswajamy się z nim wszyscy. Mi dźwięczy w uszach, nie lubię go zbytnio, jednak powoli przyzwyczajam się do niego. Myślę, że za jakiś czas będzie w powszechnym użyciu tak, jak słowo ”zajebiście”, kiedyś wulgarne, dziś już dla wielu neutralne.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję za zaproszenie do rozmowy.