Coraz częściej traktuję modę nie jako beztroską zabawę a sztukę. Bo jak inaczej ją kwalifikować? Próbowałam zgłębić temat i dowiedzieć się, kiedy zaczęto używać pojęcia "moda". Poszukiwania jednak zakończyły się fiaskiem. Przetarte szlaki pozwoliły mi tylko dociec daty dotyczącej haute couture czy pret-a-porter.
Pytanie - jak wykładać modę (która nie przypadkiem jest tak złożonym zjawiskiem psychologiczno-socjologiczno-ekonomicznym), jeżeli nawet nie znamy jej początków?
Jedyne, co przychodzi mi na myśl to traktować ją jako formę sztuki. Chociaż Coco Chanel wyznała kiedyś:
"Moda - to, co dziś ładne, ale za kilka lat będzie brzydkie. Sztuka -
to, co dziś brzydkie, a za kilka lat będzie ładne."
A do potwierdzenia mojej tezy, posłużę się przykładem z kolekcji japońskiej designerki Issey Miyake, która zaprojektowała strój składający się z jednej części dla aż... 22 modelek! I jak nie postrzegać mody jako konwencji artystycznej?
Ta "sukienka" (bo w zasadzie ciężko tak to nazwać, prawda?) zawsze mnie obezwładnia. Patrząc na miny modelek - je chyba też ;)
OdpowiedzUsuń