30 stycznia 2013

Scotch & Soda: Maison Scotch


Scotch & Soda tworzy swoje kolekcje z myślą o każdym. Ich misją jest sprawianie, by ludzie zakochiwali się w ich ubraniach i by nosili je z radością. Co więcej, rzeczy z metką Scotch & Soda promują wysoką jakość i dbałość o szczegóły, przy okazji nadto nie zawyżając cen. Inspiracją marki jest moda z przeszłości, przez co ich ubrania mają w sobie szczyptę vintagowego szyku, ale projektanci podkreślają, że tak naprawdę odnajdują wenę dzięki wspaniałości świata, który ich otacza.

Firma na rynku działa od lat 80., jednak ta, z którą obcujemy współcześnie wystartowała nieco ponad dekadę temu. Siedzibą Scotch & Soda jest Amsterdam. W tym mieście trzech właścicieli połączyło swoje doświadczenie oraz miłość do mody, by stworzyć markę, która ubrała i dziewczynę z sąsiedztwa, i czarującego dandysa.


Scotch & Soda posiada 50 sklepów na całym świecie, a swoje rzeczy można znaleźć w 7000 punktach sprzedaży, także przez Internet. Właściciele "brandu" są zwolennikami komunikacji internetowej - energicznie prowadzą bloga i działają na portalach społecznościowych. 

Jednym słowem... Scotch & Soda to klasyka wielu wariantów, ale także młodość i świadomość przyszłości. Tak łatwo się w nich zadurzyć. Do współpracy zapraszają ludzi z różnych środowisk, ludzi, którzy mają reprezentować społeczeństwo. Tworzą globalnie i... dla nas.

Materiały pochodzą ze strony internetowej: http://www.scotch-soda.com.

26 stycznia 2013

Pitti Filati and Vintage Selection. Fashion Fun in Florence.

We Florencji trawa weekend, który rozpieszcza wszystkich sympatyków mody. W dniach od 23 do 27 stycznia odbywa się Vintage Selection 21. Natomiast od 23 do 25 stycznia miał miejsce Pitti Filati. 

Vintage Selection 21 to swego rodzaju targ mieszczący się w budynku przy stacji Leopolda. Możemy tam znaleźć prawdziwe oldschoolowe perełki. Louis Vuitton, Chanel, Hermes czy Gucci należą do jednych z nielicznych marek, których rzeczy znalazły się na stoiskach Vintage Selection 21. Jednak, nie trzeba być miłośnikiem ubrań z drugiej ręki, by zakochać się w atmosferze imprezy. To świetne miejsce, by przypomnieć sobie stylistykę mody z dawnych lat, poszukać inspiracji. Dlatego, oprócz  poszukiwaczy nietuzikowych torebek, sukienek czy biżuterii, znajdziemy projektantów i nawet prognostyków trendów. Mi szczególnie podobał się klimat eventu... W końcu chyba już przekonaliście się, że uwielbiam muzykę lat 80., a tutaj mogłam słuchać się w największe hity tej dekady. Ponadto, zachwyciła mnie różnorodność produktów i oryginalność ludzi, którzy się pojawili na ów targu. Po prostu, jeżeli kiedyś odwiedzicie słoneczną Toskanię, to musicie pojawić się na Vintage Selection 21. Polecam!

Natomiast, dla profesjonalistów, ludzi z branży organizowany jest we Florencji trade show, tzw. B2B (Business to Business), Pitti Filati, gdzie przedstawiane są trendy wyrobów z dzianiny. Zatem, Knitted Republic, nie mogła pominąć wspomnienia  takich wydarzeniu! Jest to mniejszy targ w porównaniu z White, Premiere Vision czy D&A; choć bardzo profesjonalny. Może dzianiny nie są najbardziej pożądanym materiałami, ale Włosi kochają wyroby z wełny czy kaszmiru! Ten rynek jest tu największy w całej Europie, jeżeli nie na świecie... Udało mi się zamienić kilka słów z firmą Natural Fantasy, a także Filati Power. Współpracuję one z takimi brandami, jak J.Crew, Eileen Fisher, Zegna, Dolce&Gabanna... Wyobraźcie sobie, że najwyższej jakości kaszmir potrafi kosztować aż 180 euro za kilogram!

Poniżej kilka zdjęć, żebyście mogli odczuć modową florencką gorączkę!


 
 


22 stycznia 2013

Fashion Industry 101

Jestem studentką. Jestem studentką mody. Jestem oceniana przez społeczeństwo. Jestem prześwietlana przez moich kolegów z uczelni. Jestem poddawana stereotypom.

Wczoraj siedząc na zajęciach z interkulturowej komunikacji, dzieliliśmy sie obserwacjami dotyczącymi tego jak jesteśmy postrzegani. Słowa profesora mówiące, że przemysł mody jest, przynajmniej psychologicznie, jednym z najtrudniejszych do przetrwania, zapadły w mojej głowie. Znajomi z grupy dodali jeszcze, że są niedoceniani przez swoich rówieśników, uważani za niepoważnych czy nawet mniej inteligentnych, padło nawet określenie, że należą do swego rodzaju "fashion camp".

Nie zaprzeczam, że na moim uniwersytecie zdarzają sie przypadki iście niebanalne - dziewczyny studiujące modę, bo po prostu kochają zakupy. Meżczyznom niehomoseksualnym też ciężko przetrwać, bo nieustannie wystawiani są na nieprzyjemne komentarze. A jak juz studentowi mody uda się zdobyć przepustkę do tego hermetycznego świata i zostanie zatrudniony jako praktykant, wcale nie chwyci Pana Boga za nogi. Wręcz przeciwnie... Stanie się zwykłym pionkiem "przynieś, podaj, pozamiataj". Student mody na swojej drodze spotka również wiele kreatywnych osób, z wielkim talentem i jeszcze większym ego. Ludzi niemałego sukcesu, a także ludzi, którzy mają problem z komunikacją, i zostali zamknięci w pociągu bez biletu do "raju". Pracując w modzie jest się przecież tak zdystansowanym i oschłym jak Anna Wintour, nie ma się czasu na rodzinę i jedyną rzeczą, o ktorą się dba są markowe metki.

Tak, to takie środowisko. Jednak, jak wszędzie znajdzie sie miejsce dla ludzi wartościowych, nietuzinkowych charakterów, którym udało przejść się tą niełatwą drogą bez zawodowego wypalenia. Na pewno to zadanie trudne do wykonania, aczkolwiek możliwe. Kluczem do wszystkiego jest komunikacja i zaciskanie zębów, czyli asertywność.

Jeżeli modę sie kocha, to nie stawia jej sie ponad wszystko. Tak, moda to wciąć coć utylitarnego, coś tak błahego, ale z drugiej strony to zjawisko pasjonujące miliony osób na całym globie. To przemysł multikulturowy i bardzo dochodowy, a wiadomo, że tam gdzie pieniadze, pojawiają sie konflikty.

Mimo wszystko, wciąż będę bronić tej dziedziny. Doceniać menedżerów, kupców, projektantów, fotografów, blogerów, stylistów i redaktorów. Bo nigdy wcześniej nie spotkałam jednostek tak ciekawych, kreatywnych, posiadających obszerną wiedzę, działających z taką pasją. I ludzi, którzy tak jak wszyscy... szukają w życiu szczęścia, miłości i  nieco spokoju.


10 stycznia 2013

Where to shop? Online "DEPARTMENT STORES"

Kto by kiedyś pomyślał, że modę, i to nie tylko casualową, ale i wysoką, będzie można przeglądać i kupować w Internecie? Na pewno nie ja. Rok milenijny przyniósł wiele zmian i moda wspięła się na wyższy poziom - zaczęła sprzedawać się online, przez co stała się popularniejsza i lepiej dostępna. 
 
Biznes e-commerce sukcesywnie się rozwija i ma coraz więcej sympatyków. Szybka wysyłka, bezpieczna płatność i możliwość zwrotu zmniejszają obawy przed dobraniem złego rozmiaru czy fasonu. Nie ukrywam - ta wirtualna forma zakupów jest moją ulubioną. Może i nie mam możliwości zobaczenia ubrania na żywo i poczucia jego faktury, ale za to unikam kolejek i tłumów, oszczędzam czas, a to dla mnie osobiście jest ważniejsze. 
 
Na świecie butiki internetowe stały się popularne już ponad dekadę temu, w Polsce funkcjonują od niedawna. Trzy lata temu miałam problem, by znaleźć sukienkę na studniówkę od polskiego projektanta online. Dziś nie ma już z tym problemu. To uświadomiło mi, jak wielki krok Polska poczyniła w świecie mody. Niszczymy przeszkody. Trzymajmy tak dalej, a ja zapraszam Was do zapoznania się z listą moich ulubionych internetowych portali, gdzie można kupować rzeczy sygnowane nazwiskami najlepszych kreatorów.


 

NET-A-PORTER zdecydowanie należy do jednych z moich ulubionych butików online. Mimo że nie mogę pozwolić sobie na ów modowe rarytasy, przeglądanie strony to czysta przyjemność. Ubrania od znanych projektantów przechodzą solidną selekcję stylistów NET-A-PORTER, strona jest przejrzysta i można znaleźć na niej wszelkie niezbędne informacje. Do zalet firmy należą także szybka przesyłka i zawsze perfekcyjnie zapakowane zamówienie. Jak powstał NET-A-PORTER? Założony został przez Amerykankę, Natalie Massenet, absolwentkę UCLA, redaktor gazety WWD i The Tatler. W roku 2000 narodził się NET-A-PORTER, 10 lat później właścicielka zainicjowała jego męską wersję... MRPORTER. Wkrótce planują wkroczyć na rynek prasy z własnym magazynem.
 
 

LUISAVIAROMA jest sklepem, który istnieje również fizycznie i znajduje się przy Via Roma we Florencji. Działalność internetową rozpoczęli na początku XXI wieku. Wyjątkowo podoba mi się ich system, a mianowicie w sklepie znajduje się wielki telebim dotykowy, na którym można oglądać rzeczy i spośród nich wybierać, nie wszystkie są eksponowane na półkach. Produktów przecenionych nie można dostać we florenckiej siedzibie firmy, natomiast w ich outlecie, która zlokalizowany jest poza miastem. LUISAVIAROMA oferuje sprzedaż online w lokalnej walucie, co jest bardzo korzystne. 



ASOS... Ach, kto nie zna tego sklepu! Również swoje początki zaliczył w roku 2000. Przez ostatnią dekadę twórcom portalu udało się nawet wykreować własną markę, w relatywnie niższych cenach. ASOS sprzedaje rzeczy, które aktualnie są bardzo trendy, ale wybiegają też z modowymi nowinkami. Funkcjonują już na wszystkich kontynentach. Jedyną wadą jest to, że niektóre z produktów, które proponują można kupić na innych stronach taniej, ale jestem przekonana, że jako bywalcy wirtualnych galerii handlowych dobrze o tym wiecie!



Ostatnio u którejś z polskich blogerek, o ile się nie mylę u Kasi z Efektów Ubocznych, przeczytałam, że to polskie NET-A-PORTER. I pod tą tezą się podpiszę. Minimalistyczny interfejs, najlepsze polskie marki, ciekawe propozycje z kolekcji, szybka wysyłka. Co tu dużo mówić - jestem na TAK!





Założycielką tego internetowego butiku jest Agata Zych - Zielińska, jedna z kobiet aktywnych w świecie mody, jedna z kobiet, która najbardziej w tej dziedzinie podziwiam. Kiedyś udało mi się nawet przeprowadzić z nią krótki wywiad... Na pewno kiedy zaczynała, a niecałe dwa lata temu, bo 1 kwietnia 2011r., nie było łatwo. Jednak niezmiernie cieszę się, że cały pomysł nie okazał się tylko primaprilisowym żartem. FULL OF STYLE jest godny polecenia. Współpracują ze świetnymi polskimi projektantami, a co więcej promują nie tylko projekty mainstreamowe. Brawo za autorskie zdjęcia sesjowe! Trzymam za nich kciuki w dalszym rozwoju!

 
A Wy gdzie najchętniej kupujecie?

7 stycznia 2013

Must See: Fashion Movies


"The Seven Year Itch" ("Słomiany Wdowiec"), 1955. 

Film autorstwa Billy'ego Wilder'a. Wart uwagi ze względu na przepiękne kostiumy. W końcu Marilyn Monroe to jedna z najbardziej czarujących kobiet drugiej połowy XX wieku, ulubienica samego Salvatore Ferragamo.


  
"Breakfast at Tiffany's" ("Śniadanie u Tiffany'ego), 1961.

Blake Edwards wyreżyserował film na podstawie powieści Truman'a Capote'a, który stał się klasykiem. W główną rolę Holly Golightly wciela się kolejna stylowa aktorka XX wieku - Audrey Hepburn. Po obejrzeniu... diamenty staną się przyjacielem każdej z pań, a już najlepiej te w charakterystycznym niebieskim pudełeczku od Tiffany'ego.



"Blow Up" ("Powiększenie"), 1966.

Michelangelo Antonioni to geniusz kamery. "Powiększenie" to dramat, gdzie bardzo dobra fabuła trzyma widzów w napięciu. Oprócz samej akcji rozwiązywania zagadki zwróćcie uwagę na kostiumy, kostiumy i jeszcze raz kostiumy. Bajeczny powrót do lat 60.



"Legally Blonde" ("Legalna Blondynka"), 2001.

Elle Woods, studentka zarządzania w branży mody na UCLA. Piękna, popularna i bardzo różowa, ale jak się okazuje niezwykle zdolna i ponad przeciętnie inteligentna, bo zostaje absolwentką prawa Uniwersytetu Harvard'a. Może nie jest to film najwyższej klasy, ale mi się podoba!



"The Devil Wears Prada", ("Diabeł Ubiera się u Prady"), 2006.

Filmowa Miranda to aluzja do Anny Wintour, redaktor naczelnej amerykańskiego Vogue'a. "Diabeł Ubiera się u Prady" przedstawia świat prasy modowej i uchyla rąbka życia w redakcji. Nieco przejaskrawiona rzeczywistość, ale jednak odrobinę prawdziwa. Na podstawie książki Lauren Weisberger.



"Sex and the City" ("Seks w Wielkim Mieście"), 2008.

Chyba nie ma kobiety, która nie widziałaby choćby jednego odcinka "Seksu w Wielkim Mieście". Film jest wisienką na torcie całej serii tego serialu. Moim zdaniem nieco gorszy niż telewizyjne epizody, ale i tak warty uwagi. Te cztery kobiety zawojowały Manhattanem. A Sarah Jessica Parker zawsze wypada genialnie, tak uważam. 

  


"Confessions of a Shopoholic" ("Wyznania Zakupoholiczki"), 2009.

Tym razem lekko i przyjemnie, ale z przesłaniem. Pokochamy ten film, bo w końcu każda z nas ma w sobie coś z zakupoholiczki... To ile par butów kupiłyście w ciągu ostatniego miesiąca?
 



"The September Issue", 2009.

Dokument. Życie Anny Wintour, idolki wielu kobiet ze świata mody i nie tylko, za kulisami. Jaka naprawdę jest królowa i jak wygląda przygotowywanie największego, wrześniowego numeru amerykańskiego Vogue'a dowiecie się po zapoznaniu z "The September Issue".


A Wy, co dorzucilibyście do tej listy?





6 stycznia 2013

Kierunek ZAKUPY!

Słynna amerykańska aktorka, Marilyn Monroe, powiedziała kiedyś, że "Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy". Coś w tym jest. Czasami poziom naszych endorfin potrafi drastycznie skoczyć w momencie, gdy nabędziemy coś pięknego, co sprawia nam radość, w co po prostu... dobrze zainwestujemy.

Jednak, doświadczenia zakupowe bywają różne. Od kilku lat obserwuję jak ta czynność wygląda w Stanach Zjednoczonych, jak kupuje się w Europie Zachodniej i w Polsce. Nie należę do zwolenników rozgraniczania danych regionów świata, ale pewne różnice są na tyle namacalne, że trudno nie podciągać danych krajów pod odmienne kategorie, nawet w tak prozaicznej sprawie jak... zakupy.

W USA polityka dotycząca obsługi klienta znacznie odbiega od tej preferowanej w Europie. Traktowani są oni raczej jak goście i już od przekroczenia progu danego sklepu witani są szerokim uśmiechem. Praktycznie każdy klient może liczyć na pomoc w poszukiwaniu produktu czy rozmiaru. Niezależnie od tego czy wchodzi się do popularnej sieciówki jaką jest Gap, czy do lepszego sklepu, takiego jak Michael Kors, można liczyć na jednakową asystę (bez względu na to czy akurat wygląda się "wyjściowo" czy ma się na sobie zwykłe jeansy i uggi). 

Pamiętam, że na początku pobytu na Nowym Kontynencie przeszkadzało mi, że przy kasie pytano się o mój kod pocztowy czy e-mail. Podczas studiów nauczono mnie, że pomaga to w budowaniu bazy danych, odkrywaniu preferencji klienta itp. I tak też jest, e-maile od sklepów dostaję zazwyczaj z rzeczami, które niemalże idealnie wpisują się w mój gust. Jednak, warto zauważyć, że jeżeli przy kasie nie macie ochoty zdradzać swojej prywatności, możecie po prostu odmówić odpowiedzi, bez ponoszenia żadnych konsekwencji. 

Ponadto, to, że cena na metce danego produktu wynosi $30, nie oznacza, że to kwota, którą ostatecznie zapłacicie. Podatek doliczany jest bowiem dopiero przy kasie. Amerykani częściej też płacą kartą i rzadko kiedy możemy zobaczyć informację, że tego rodzaju transakcja może zostać dokonana dopiero od określonej sumy. 


Podczas pobytu na studenckiej wymianie we Florencji, od pierwszych dni informowano nas, że we Włoszech termin "customer service" nie istnieje. Na początku, jak to ja, podchodziłam do tej idei nieco sceptycznie, ale już po kilku miesiącach przekonałam się, że faktycznie obsługa klienta na Półwyspie Apenińskim wypada miernie. Można poczuć się ignorowanym.

Podobnie jest w Polsce. Odwiedzając sklepy nienależące do najtańszych, czasami odnosi się wrażenie, że jest się intruzem. Często każdy element stroju potencjalnego klienta jest skrupulatnie analizowany. Czasem markowa torba potrafi stać się dostępem do "bramy ubrań klasy high-end". (Koncept absurdalny, aczkolwiek tak prawdziwy!)

Szczerze, strasznie tego nie lubię. Osobiście preferuję swobodę. Cenię możliwość oglądania rzeczy nawet takich, na które mnie nie stać. W końcu kiedyś może będę w stanie sobie na nie pozwolić, a uraz do danego sklepu pozostanie.

Długo rozmyślałam z czego wynikają te różnice. Początkowo myślałam, że może z faktu, że sprzedaż komisowa jest w Stanach tak rozpowszechniona i popularna. Każdy sprzedawca walczy o zaufanie klienta. Chociaż później stwierdziłam, że taka forma występuje też w Europie. Później zastanawiałam się nad samymi konsumentami - w końcu psychografia ludzi w USA jest zupełnie inna niż tych w Europie. Myślę, że na Starym Kontynencie nie lubimy być atakowani przez sprzedawców, ale nadal czujemy się onieśmieleni wizytą w sklepach z rzeczami nie na naszą kieszeń. W USA klient lubi czuć tę pomoc, często doradzić się. Tam też bardziej niż gdziekolwiek popularny jest zawód personal shopper'a. To kolejny aspekt mody, który ociera o dziedzinę socjologii.

Tak jak dany kraj charakteryzuje kultura polityczna, tak możemy wyróżnić kulturę podejścia do zakupów.

Podsumowując w Ameryce, dużo swobodniej, bardzo pomocnie, z pełną otwartością. W Europie, panują bardziej sztywne zasady, swego rodzaju selekcja, a klient jest niezależny. 

Bądź co bądź, generalnie Europejczycy ubierają się lepiej, ale skończmy z tą arogancją i stańmy się w kwestiach modowych bardziej liberalni ;)

A Wy co myślicie? Jakie są Wasze preferencje?


Zdjęcia pochodzą ze strony: www.allposters.pl

 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...