16 listopada 2011

% % %

Przecena, promocja, wyprzedaż, sale - takie banery najczęściej skupiają naszą uwagę podczas zwiedzania galerii handlowych.  30%, 40%, 50%, a nawet 70% mniej za towary na półkach - wchodzimy, kupujemy, bo przecież to... złoty interes!



Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak kolejna rada z cyklu: "Jak być świadomym konsumentem?", ale znalezienie rzeczy w niższych cenach, wcale nie oznacza wyjątkowej okazji. Marketingowcy traktują nas jak pionki, stosują sztuczki i niejednokrotnie pierwotna cena produktów zawiera kosmiczną marżę. Nawet wysoka obniżka pozwala sklepowi na osiągnięcie profitu i uzyskanie założonego w biznesplanie narzutu. 

Oczywiście, w zależności od charakteru firmy, marże kształtują się w wysokości od kilku procent w supermarketach do ponad 60% w ekskluzywnych butikach. 

A gdzie możemy trafić na największe przeceny? W USA! To kraj zakupoholików, dlatego można liczyć na wyprzedaże co najmniej kilkanaście razy do roku, nie wspominając o sample sale czy Black Friday. 

Ostatnio słyszałam anegdotkę opowiedzianą przez mojego profesora podczas wykładu, że w Europie nie możemy liczyć na dobry "deal". Faktycznie, w Stanach można kupować w naprawdę bardzo korzystnych cenach. Znowu nasuwa się wniosek, że kluczem do sukcesu jest dobry biznesplan i reklama, nie tylko ta tradycyjna, ale i stosowanie różnych taktyk - rozsyłania kuponów, rozdawanie próbek, uczestnictwo w akcjach charytatywnych czy PR działający bez zarzutu. Amerykanie wykorzystują fakt, że konsumenci nie wiedzą, czego chcą i robią wszystko, by dowiedzieli się tego podczas zakupów w ich sklepie.

Jednak rozbudowane promocje to nie to, co fascynuję mniej najbardziej. Jako największe zjawisko postrzegam "sample sales" - wyprzedaże rzeczy sygnowanych nazwiskami projektantów. Aktualnie trwa tego typu promocja u Rebecci Minkoff - jej torebki możemy kupić o 70% taniej. Podobnie ostatnio było u YSL czy Vivienne Westwood. Na Internecie można znaleźć kilkadziesiąt stron informujących o takich wydarzeniach. Gdy próbowałam znaleźć podobne akcje odbywające się w Paryżu, było o wiele trudniej. Dlatego nie dziwmy się już dłużej dlaczego wszyscy w USA chodzą w Conversach.

A teraz przyznajcie się... Największa gratka jaką udało Wam się upolować to...?

8 komentarzy:

  1. Na początku rozbawiło mnie zdanie "Amerykanie wykorzystują fakt, że konsumenci nie wiedzą, czego chcą i robią wszystko, by dowiedzieli się tego podczas zakupów w ich sklepie." - po chwili stwierdziłam jednak, że to (święta) prawda. Bo sama niby jestem świadoma, czego chcę, jestem świadoma marży i tego, że promocja dla klienta to i tak duży zysk do sklepu...a i tak cieszę się, że upolowałam coś po "normalnej" cenie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że takie marketingowe chwyty dotykają nas w granicach przyzwoitości.
    Hmm, myślę nad najlepszą zdobyczą. Chyba dwa żakiety, jeden z River Island, drugi ze Stradivariusa. Oba kosztowały mniej niż 100 zł (tzn razem już więcej ;)) i zawsze wzbudzają zainteresowanie w towarzystwie. Do tego są super wygodne i całkiem nieźle zrobione!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, co do Conversów - przecież wyprodukowanie jednej pary, kosztuje mniej niż dolara. W sklepie w Polsce - ponad 200zł...
    Na pewno w USA promocje to prawdziwe promocje. W Polsce śmieszą mnie wyprzedaże. Bluzka przeceniona z 200 na 180zł.
    Chociaż raz udało mi się kupić na wyprzedaży w Zarze bluzkę za 40zł, która wcześniej kosztowała 360 (pamiętam jak ją oglądałam w sklepie i powiedziałam sobie, że nigdy nie dam tyle za nią) ;)
    A druga największa gratka (mało wyprzedażowa, ale też upolowana) to prawie nowe, różowe Timberlandy z ciucholandu za 20zł!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawił mnie ten post. U mnie w mieście wyprzedaż to zejście z ceny 129 na 99. A to przecież nadal dosyć sporo. A jeśli już coś przeceniono na te 30-40zł to zazwyczaj "ochłapy" w wielkich rozmiarach.
    Chyba najlepszą rzeczą upolowaną na wyprzedaży była spódniczka z Zary. Nabyłam ją za 30zł, czyli pięć razy taniej niż normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Praktycznie, to zakupy robię wyłącznie w okresie wielkich wyprzedaży ale coraz częściej zdarzają mi się takie dość spontaniczne wypady. Uwielbiam ten czas kiedy spodnie w Zarze przeceniane są na 49 zł, problem jednak czasem jest ze znalezieniem swojego rozmiaru. A mój największy zakupowy łup to mega przeceniony kartigan od Ralpha Laurena :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. swietne! fajny blog:)


    w nas m.in.relacja z teledysku Honey z Zombie Boyem i Versace

    zapraszamy www.fashion-ache.blogspot.com

    xx k&m

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja zauważyłam pewną prawidłowość. Od jakiegoś czasu, czyli od momentu kiedy zrozumiałam czym jest odpowiedzialny handel, czym jest jakość i młodzi projektanci przestałam rzucać się na wyprzedaże (głównie sieciówkowe). Naprawdę ciężko mi znaleźć coś podczas obniżek. Staram się czasem jak mogę, ale ostatnio stwierdziłam, że i tak nie ma to sensu:) Moim największym hitem jest torebka Emilio Pucci za 150 euro (kosztowała początkowo 450) i płaszcz Max Mary z lumpexu za 70 zł. Niestety mole go dorwały i po roku skończył w śmieciach:/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednocześnie ogromne, "prawdziwe" obniżki w Usa, takie jak Black Friday powodują, że ludzie po szaleńczysz zakupach spłacają długi przez 10 miesięcy! :) Zastanawiam się, co z tymi Amerykanami... Czy może to zwykły instynkt i może my też tak byśmy stracili kontrolę nad swoim portfelem...?

    OdpowiedzUsuń
  8. A moja najlepsza zdobycz? Chyba powinnam wymienić elegancką sukienkę z H&M kupioną za 20pln, choć wcześniej przymierzałam ją gdy kosztowała 150. Niestety do rzeczy drogich marek nie mam nigdy takiego szczęścia!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...